09
gru

Wtedy powstał GROM



GROM czyli Grupa Reagowania Operacyjno – Manewrowego(Mobilnego) to elitarna jednostka specjalna przeznaczona m.in.  do działań antyterrorystycznych. Co istotne najpierw powstał skrót GROM a dopiero potem jego rozwinięcie. Niektórzy rozszyfrowują akronim w złośliwy sposób jako grupa realizacji operacji most co jest ewidentnym fałszem, choćby z uwagi na chronologię wydarzeń[1]. Operacja „most” oficjalnie zostaje zatwierdzona 26 marca 1990 a jednostka powstaje 13 lipca 1990 roku. Proces weryfikacji, selekcji, oraz przygotowania do działań bojowych trwał niemal 2 lata.[2] Potrzebę zorganizowania oddziału zdolnego do wykonywania podobnych zadań zasugerował już w 1982 roku generał Edwin Rozłubirski po zajęciu przez terrorystów polskiej ambasady w Bernie. W polskiej armii co prawda powstało wcześniej kilka jednostek specjalnych, ale były one przygotowane do wykonywania zadań typowo wojskowych zadań. Żadna z tych jednostek nie była jednak gotowa do prowadzenia skomplikowanych operacji antyterrorystycznych zwłaszcza poza granicami kraju, a ich wyposażenie i taktyka znacznie odbiegały od wówczas najnowszych światowych rozwiązań.

Zdjęcie pochodzi z książki „Wojskowa Formacja Specjalna GROM” – H. Królikowski

Do zorganizowania takiej jednostki władze wojskowe i polityczne przekonały się w trakcie realizacji operacji „most” polegającej na przerzuceniu rosyjskich Żydów emigrujących przez Polskę do Izraela. W obawie przed odwetem islamskich ekstremistów kolejno odmówiło udziału w tym przedsięwzięciu kilka państw. Początkowo emigrantów żydowskich przewoziły węgierskie linie lotnicze „Malev”, ale po serii pogróżek Węgrzy zrezygnowali z kontynuowania operacji. Polska zdecydowała się udzielić pomocy dnia 26 marca 1990 roku na spotkaniu z przedstawicielami amerykańskiego Kongresu Żydów w hotelu Plaza w Nowym Jorku. Taka deklaracja była równoznaczna z narażeniem naszego kraju na ataki antyizraelskich terrorystów z takich ugrupowań jak Hezbollah czy Dowództwo Główne Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Zagrożenie było tym większe, że nie posiadano wówczas pełnych informacji w obiegu oficjalnym na temat zaangażowania komunistycznej polski w szkolenie arabskich terrorystów. Nie znano więc polskich powiązań z grupami terrorystycznymi, które były szkolone w Czechosłowacji oraz w NRD. Polska głównie była krajem rekonwalescencji i odpoczynku dla „kursantów” Nie znano również zamiarów kilu tysięcy arabów lokalnie mieszkających w Polsce. Przed operacją „most” Polska i obywatele nie byli zagrożeni akcjami terrorystycznymi organizacji arabskich. Od chwili rozpoczęcia operacji „most” sytuacja uległa szybkiej zmianie. Zagrożenie stało się realne, co potwierdzali również specjaliści z Wielkiej Brytanii, którzy oceniając możliwości Polski w zwalczaniu terroryzmu stwierdzili, że w naszym interesie leży powołanie do życia wyspecjalizowanej formacji wojskowej zdolnej do działaniu w kraju i za granicą. 30 marca 1990 roku ostrzelano samochód attache handlowego polskiej ambasady w Libanie Bogdana Serkisa. Po tym wydarzeniu organizacje terrorystyczne w Libanie oficjalnie zapowiedziały kolejne zamachy na polskie misje dyplomatów i instytucje choćby takie jak biura LOT. Dla zapewnienia bezpieczeństwo polskiemu personelowi dyplomatycznemu w Bejrucie skierowano tam przez Syrię podpułkownika Sławomira Petelickiego, który pełnił wówczas funkcję szefa wydziału placówek w MSZ. Syryjczycy zapewnili ochronę pozostałemu personelowi dyplomatycznemu. Po powrocie do kraju ppłk Petelicki przedstawił ówczesnemu wiceministrowi spraw wewnętrznych Kozłowskiemu koncepcję powołania do życia specjalnej jednostki wojskowej zdolnej między innymi ratować polskich obywateli w podobnych sytuacjach. Ppłk Petelicki nie tylko postulował powołanie tej jednostki, ale również zaproponował jej przyszłą organizację i strukturę. Do wprowadzenia tej idei w życie przyczyniło się kilka czynników:

  • świadomość zagrożeń wynikających z demokratyzacji życia otwarcia granic i eksportu demokratycznych,
  • bieżące kłopoty pojawiające się w trakcie realizacji operacji most
  • zamach na polskich dyplomatów w Bejrucie, który uświadomił istnienie zagrożenia i brak środków zaradczych .

Dlaczego właśnie ppłk Petelicki stworzył projekt organizacji jednostki nie występującej w państwach należących do byłego układu warszawskiego i nie pasującej do radzieckiego modelu formacji specjalnych? Zapewne powodów było kilka i nie wszystkie mogą być oczywiste z perspektywy czasu, jednakże Sławomir Petelicki na początku swojej pracy w wywiadzie został przeszkolony do działań dywersyjnych. Zdecydowano o tym w momencie kiedy polski wywiad dowiedział się, że w Stanach Zjednoczonych w ramach 10. grupy sił specjalnych powstał tak zwany zespół polski. Byli to komandosi i dywersanci, niektórzy znający język polski przygotowywani do prowadzenia działań na terenie naszego kraju w razie konfliktu układu warszawskiego z NATO. Wtedy postawiono także w PRL stworzyć podobną grupę, której celem byłyby operacje na tyłach wroga. Ppłk Petelicki został objęty takim właśnie szkoleniem. Wiedział więc znakomicie co niewielka, ale doskonale wyszkolona i wyposażona grupa potrafi zdziałać i jak wielkie siły i środki muszą być zaangażowane, aby się jej przeciwstawić. Warto tu nadmienić, że w celu udowodnienia słuszności przyjętej koncepcji przeprowadzona ćwiczenia wspomnianej grupy dywersyjnej w 1979 roku. MSW oraz MON postanowiły sprawdzić jak Polska jest przygotowana przeciwko takiej grupie dywersantów. Była to nieduża grupa, która działała na terenie Warszawy i okolic. Wszystkie obiekty, które miały zostać wysadzone zostały wysadzone, wszędzie tam gdzie miano się dostać, cele zostały osiągnięte. Żadnego z dywersantów nie złapano!

Między innymi pokazano jak można wyeliminować ministra spraw wewnętrznych, a następnie jeszcze najbliższych mu współpracowników. Jak można wejść do sztabu generalnego i umieścić tam ładunki wybuchowe. Udowodniono tym sposobem, że mała grupa ludzi może wprowadzić zamieszanie i chaos w państwie, eliminując decydentów oraz doprowadzając do niewyobrażalnych skutków. Dlatego jak trafiła się szansa zorganizowania takiej formacji jak GROM, która mogłaby się przeciwstawić tego typu „fachowcom” ppłk Petelicki podjął zadanie. Koncepcja została zatwierdzona, ppłk Petelicki otrzymał wszelkie pełnomocnictwa, nadszedł czas realizacji pomysłu. Zanim przystąpiono do prac organizacyjnych podpułkownik Petelicki, pułkownik Czempiński oraz doradca wiceministra Kozłowskiego – Wojciech Brochwicz zostali skierowani na zaawansowany kurs zarządzania w sytuacjach kryzysowych w dziedzinie antyterroryzmu przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych. Ppłk Petelicki po ukończonym szkoleniu pozostał w Stanach Zjednoczonych by uzupełnić swą wiedzę na dodatkowym kursie wojskowych działań specjalnych obejmującym znacznie szerszy zakres tematyczny niż wymagały tego potrzeby organizacji jednostki. Ppłk Petelicki miał dokładnie poznać jakie trudności i zagrożenia niesie zarówno dla dowództwa jak też dla żołnierzy tworzenie oraz funkcjonowanie jednostki specjalnej. Decyzję o zorganizowaniu oddziału podjął rząd premiera Mazowieckiego.  Rozpoczęto nabór odpowiednich ludzi. Tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie w wydziale AT policji w Warszawie zdymisjonowano całe dowództwo. Zwolnionych – dowódcę jednostki majora Stefana Kozłowskiego oraz jego zastępcę porucznika Mariana Sowińskiego, który otrzymał skierowanie do policyjnych oddziałów prewencji – ppłk Petelicki namówił do przejścia do GROM. Była to niepowtarzalna szansa kontynuowania służby w elitarnej jednostce. Udało się też zwerbować kapitana Wojciecha W., który pracował wówczas w wywiadzie, jednocześnie był świetnym strzelcem znakomicie wysportowanym mężczyzną o dużej sile fizycznej i doskonałym pływakiem. Do kadry jednostki dołączył porucznik BOR Leszek Drewniak, późniejsza legenda JW 2305, który był znanym karateką, trenerem kadry narodowej, bardzo zasłużonym człowiekiem przy tworzeniu GROM. Mając taką kadrę ppłk Petelicki rozpoczął nabór do nowo tworzonej jednostki. Ppłk Petelicki osobiście jeździł po jednostkach wojskowych, gdzie mógł wybierać najlepszych żołnierzy. Do jednostki w Lublińcu grupa werbunkowa pojechała z wypożyczonymi od policji rewolwerami Smith & Wesson z 6’’ lufami. Razem z tamtejszymi oficerami strzelano z tej egzotycznej dla polskich żołnierzy broni. W ten sposób budowano legendę GROM. Dzięki tego typu wyjazdom rozchodziła się wieść, że powstaje jednostka zupełnie inna niż pozostałe. Jeden z wyjazdów tego typu omal nie zakończył się tragicznie kiedy w śmigłowcu, którym z Wrocławia wracali Brochwicz i ppłk Petelicki nastąpił wyciek paliwa.[3] Nastał czas treningów…


[1] – rozmowa autora z byłym wysokim oficerem JW GROM

[2] – Wojska specjalne sił zbrojnych RP – B Pacek , str. 77

[3] – Powyższy tekst to w wielu miejscach to fragmenty książki „Wojskowa Formacja Specjalna GROM” – H. Królikowski